wtorek, 8 kwietnia 2014

Indyk z chorizo i pierwszymi szparagami na rozmarynowym maśle


Indyk jak papier, przyjmie wszystko. Pikantne i słodkie. Padło na chorizo, które suszyło się powoli w lodówce. Poprzedniego dnia wpadłam na straganie na pierwsze tej wiosny szparagi. Białe, wole zielone. Ale szparagi wole w ogóle, nie ma więc co wybrzydzać.

Na obiad dla 2 osób potrzebne były:

1 spore szyncle z indyka
pęczek białych szparagów
kilka plasterków chorizo
1 łyżeczka musztardy
sól
pieprz z młynka
2 łyżki masła
1 gałązka rozmarynu



Masło rozpuściłam na patelni z listkami rozmarynu. Szparagi umyłam, obcięłam zdrewniałe końcówki i poddusiłam na maśle, lekko soląc. Jeśli szparagi będą miały grubą skórę trzeba je najpierw obrać. Te powyżej były dość miękkie, na petelni wylądowały więc bez obierania. Dusić trzeba pod przykryciem na minimalnym ogniu, a jeśli masła będzie za mało, podlać łyżeczką wody. 

Sznycle posoliłam i popieprzyłam, a potem natarłam musztardą. W każdym z nich wykroiłam dość głęboką kieszonkę, do której później włożyłam chorizo. Najpierw obsmażyłam na odrobinie oliwy do złotego koloru a potem zostawiłam na kilka minut pod przykryciem. 


Podałam na gorących jeszcze szparagach, polałam masełkiem na którym wcześniej się dusiły. A na górę odrobinę rozmarynu spod szparagów.
Pyszka.





poniedziałek, 24 marca 2014

Łosoś pieczony z karmelizowanym fenkułem


Tak jak lubie - prościutko, ale spektakularnie. Łososia nikomu nie trzeba przedstawiać, ale zestawienie z koprem włoskim może zaskoczyć. Podobno smakowało restauracyjnie, a to był komplement.

Na dwie porcje potrzeba:

1 spory fenkuł
łyżka masła
pół łyżeczki cukru
sól

kawałek łososia, około 400 gramów
2 ząbki czosnku
2 łyżeczki tartego twardego sera
kilka igiełek rozmarynu
sól
pieprz
odrobina oliwy z oliwek


Fenkuł przekroiłam na połówki. Na patelni z grubym dnem rozpuściłam masło, dodałam łyżeczkę cukru. Na gorące masło położyłam obie połówki i smażyłam pod przykryciem dolewając co jakiś czas po łyżeczce wody. Fenkuł ma być miękki tak, aby można było go jeść widelcem. Jest gotowy, kiedy ma złoty kolor. Pachnie obłędnie i tego nie da się przeoczyć.


Łososia opłukać, posolić, popieprzyć i ułożyć na papierze do pieczenia. Polać odrobiną oliwy z oliwek. Posiekany czosnek ułożyć na rybie i posypać rozmarynem. Na koniec opruszyć startym parmezanem. Do pieczenia można ułózyć na blaszce jeszcze kilka gałązek rozmarynu, będzie pachniało w całym domu!


Piekłam rybę w temperaturze 190 stopni przez około 20 - 25 minut.



Koper włoski, a ja powoli wracam z Włoch. Bardzo powoli.


wtorek, 4 marca 2014

Pieczeń z łopatki marynowana w mleku z gruszkowym chuttney'em


Pyszna, rozpływająca się w ustach. Idealna kiedy wracasz do domu z dziką ochotą na mięso. I wyłącznie mięso. Tutaj - niedoceniona wieprzowina, którą bardzo lubię. Danie jest prościutkie, wszystko polega na długim marynowaniu. Później wszystko robi się tak jak powinno, czyli samo.
Podaje składniki dla kawałka chudej łopatki o wadze 1,2 kg.

Marynata:
0,5 l mleka
2 łyżki sosu sojowego
1 łyżeczka chrzanu
2 duże cebule pokrojone w pióra
3 goździki
2 żąbki czosnku

Mięso ponakrawałam na górze w kratkę na głębokość około 3 cm, aby marynata mogła wejść jak najgłębiej. Składniki marynaty wymieszałam, dodałam cebulę pokrojoną w pióra. Łopatkę oblałam dokładnie i marynowałam przez noc w przykrytym naczyniu w lodówce. 


Mięso ułożone w brytfannie obłożyłam cebulą, kawałkami marchwi, czosnkiem i pokrojonym selerem naciowym. Marynatę wlałam do brytfanki. Pieczeń doprawiłam porządnie pieprzem czarnym.
Pieczenie trwało około półtorej godziny. Najpierw w 200 stopniach ( bez termoobiegu) przez około 30 minut, a potem pod przykryciem jeszcze przez około godzinę. Chodzi o to, aby pieczeń przyrumieniła się, ale nie wysuszyła.


Kiedy pieczeń dochodziła w piekarniku zabrałam się za sos. Wieprzowina najbardziej smakuje mi z owocowo wytrawnymi dodatkami. Pomyślałam o gruszach. I winie. Najlepiej białym, ale akurat otwarte było czerwone.

Chuttney gruszkowy:

3 duże gruszki, na przykład odmiany Xenia
pół szklanki wina
2 łyżki masła
1 cebula
pieprz czarny
sól
1 łyżeczka miodu

Gruszki obrałam i pokroiłam na niewielkie cząstki, usmażyłam na maśle. Dodałam obraną i pokrojoną cebulę. Kiedy gruszki i cebula były miękkie zalałam całość winem i odparowałam tak by pozbyć się alkoholu. Doprawiłam miodem, pieprzem i odrobiną soli. Całość zblendowałam i jeszcze chwile smażyłam jak powidła na delikatnym ogniu. 


Wróciłam do mięska. Długą wykałaczką sprawdziłam czy pieczeń jest odpowiednio miękka. Jeśli patyczek wchodzi bez oporu znaczy że to już.
Podałam, pachniało cudownie.
Jedliśmy!


czwartek, 27 lutego 2014

Tort z kremem śmietanowo czekoladowym i mrożonymi malinami


To mój pierwszy w życiu tort, powinien nazywać się tortem intuicyjnym. Ale to zbyt pretensjonalne - tort urodzinowy dla Tomasza.  Z prościutkim kremem śmietanowym, malinami i czekoladowymi drażami.

Najpierw szkielet, czyli biszkopt ( na 6 warstw o grubości ok 3 cm i średnicy tortownicy 22 cm)
10 jajek
3\4 szklanki mąki pszennej
3\4 szklanki cukru
dwie łyżki mąki 

Umiejętność upieczenia perfekcyjnego biszkopta to w mojej opinii niezbędna cecha pani domu, ja się ucze. Żółtka oddzieliłam od białek. Z białek ubiłam sztywną ( ważne !) pianę. Żółtka połączyłam z cukrem i mąką na gładką masę. Całość połączyłam ze sobą mieszając delikatnie szpatułką do ciasta ( nie mikserem). W wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy piekłam w 180 stopniach około 20 minut - tyle aby ciasto wyrosło, nie przypaliło się. Warto sprawdzić patyczkiem. Po zakończeniu pieczenia chwilkę wystudziłam biszkopt w otwartym piekarniku. Wyjmując ciasto z pieca należy upuścić je ( wciąż umieszczone w formie) na podłogę z wysokości 30 - 40 cm. Nie pytajcie mnie czemu ma to slużyć ( podobno wtedy nie opada), ale wydaje mi się że to jeden z tych przesądów typu - śmietana nie ubije się kiedy kucharka jest zdenerwowana. Mnie w każdym razie podziałało. Nie opadł.
Kiedy biszkopt calkowicie wystygnie należy przeciąć go w poprzek, tak aby powstałe krążki mialy grubość około 3 cm. Nie martwcie się, jeśli ich powierzchnia nie będzie doskonale płaska - wszystko ukryje się pod polewą. 
Biszkopt można upiec poprzedniego dnia i odstawić przykryty papierem w chłodnym miejscu.

Teraz poncz do nasączenia tortu, mieszanka:

50 ml nalewki malinowej
dwie łyżeczki cukru 

Każdy z krążków biszkoptowych nasączyłam ponczem używając silikonowego pędzelka.

Krem śmietanowy:

800 ml śmietanki 30%
2 tabliczki czekolady białej oraz gorzkiej
2 łyżeczki żelatyny roślinnej

400 ml śmietanki włożyłam do zamrażarki, aby szybko się schłodziła, co jest warunkiem pożądnego jej ubicia. Żelatynę rozpuściłam w dwóch łyżkach wody. Czekoladę rozpuściłam w kąpieli wodnej. 400 ml śmietanki podgrzałam, ale nie gotowałam, a potem połączyłam z rozpuszczoną czekoladą. Dodałam żelatynę wciąż mieszając. Całość odstawiłam do wystygnięcia i zabrałam się za ubijanie śmietany. Najlepiej zacząć od średnich obrotów, potem je zwiększyć, a kiedy zacznie się ubijać na sztywno stopniowo zmniejszać, aby unikąć zważenia. 
Chłodną śmietanę z czekoladą połączyłam z ubitą częścią, używając miksera na minimalnym obrotach.


Nastąpiła najprzyjemniejsza część - przekładanie.
Każdy nasączony nalewką krążek biszkopta najpierw smarowałam znaczną ilością kremu, na którym układałam zmrożone maliny ( nie warto ich rozmrażać, staną cię płynącą ciapą). 



Po ułożeniu wszystkich krążków pozostałą częścią kremu wysmarowałam cały tort. Udekorowałam świeżymi truskawkami, ziarenkami granatu oraz drażami - kakowymi i śmietankowymi.


Całość odstawiłam w chłodne miejsce.
Wszyscy jedli. Podobno było niezłe. Nabrałam ochoty na torty, już wiem jaki będzie następny !








wtorek, 18 lutego 2014

Fladenbrot z leśnymi grzybami, serrano i jajkiem albo Foccacia z pomidorami i rozmarynem


To będzie ekspresowy wpis, bo to był właściwie ekspresowy obiad. Niedzielny. Dodatkowo w środku gotowania musiałam wyjść, dzięki czemu ciasto wyrastało zdrowo przy kaloryferze przez ponad 2 godziny. Niby miała być foccacia, ale że bliżej nam do Berlina niż Neapolu, pozostawiam czytelnikowi wybór co woli - włoską damę czy niemieckiego ulicznika. Piekłam jednocześnie. A potem się zajadaliśmy.



Podstawowe ciasto na fladenbrott i foccacie, dwa placki:

400 gramów mąki
10 gramów drożdży w kostce
pół łyżeczki soli morskiej
pół szklanki mleka
3 łyżki oliwy

Dodatki:

garść suszonych grzybów leśnych ( zalanych na chwilę wrzątkiem)
połowa bakłażana
kilka plastrów szynki dojrzewającej, na przykład serrano.

kilkanaście pomidorków cherry
sól morska
5 ząbków czosnku
gałązka rozmarynu
połowa kuli mozzarelli, około 70 gramów

Mleko ogrzałam tak by było ciepłe, ale nie gorące ( wtedy drożdże umierają). Mieszając łyżeczką rozpuściłam drożdże w mleku. Do mąki dodałam sól, a potem wyrabiając dolewałam stopniowo mleko z drożdżami i oliwę. Ciasto należy wyrabiać tak długo aż będzie miało jedwabistą powierzchnie i bedzie jednorodne. Niezastąpiony jest dobry robot kuchenny, ale wyrabianie rękami to sensualna przyjemność!

Wyrobione ciasto podzieliłam na dwie części i umieszczone w misce zostawiłam do wyrośnięcia, przykrywając ściereczką. Wystarczyłaby godzina ciepłym miejscu, ale moje rosło dwa razy dłużej. 


Po wyrośnięciu do jednej części ciasta dodałam pokrojone drobno grzyby, które wcześniej namoczyłam we wrzątku. Nie należy moczyć ich za długo, by zupełnie nie straciły smaku. Wystarczy chwile, tak aby dały się kroić. Ciasto wyrobiłam delikatnie tak aby grzyby równomiernie się rozprowadziły.
Rozwałkowałam całość do wielkości około kartki A4 i grubości około centymetra.
Ułożyłam podsmażonego na oliwie bakłażana oraz plastry szynki. 

Drugą kulkę rozwałkowałam podobnie. Pokroiłam ząbki czosnku, ułożyłam na cieście, podobnie z pomidorkami pokrojonymi wcześniej na ćwiartki. Pokropiłam całość oliwą i posypałam rozmarynem.


Piekarnik rozgrzałam do 220 stopni. Placki piekły się około 20 minut. Po około 15 minutach na grzybowym rozlałam jajko a pomidorowego posypałam pokrojoną drobno mozzarellą. Całość zapiekałam jeszcze około 5-7 minut. 
Poznacie kiedy będzie gotowe, kiedy brzegi placków będą złotę a zapach w domu będzie już tak nieznośnie apetyczny, że będzie trzeba zjeść je natychmiast.
Smacznego !

piątek, 14 lutego 2014

Miłosne ciastka na udany wieczór i owocną noc.


Z okazji Świętego Walentego nawet google pokazuje jak zrobic ciasteczka. Za pomocą uroczego doodla. Jeśli ktoś chciałby zrealizować miłosny przepis na ciastka, jeszcze zupełnie nie jest za późno. Osobną kwestią jest, że walentynki to idealny moment na pierwsze w roku truskawki.

Do zrobienia 12 sztuk potrzebne będa:

1 szklanka płatków owsianych
pół szklanki brązowego cukru
100 gram masła
kieliszek szampana ( a najlepiej słodkiego wina musującego)
2 łyżki mąki pszennej
kawałek chilli, około 5 cm
łyżeczka imbiru
pół łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka miodu
13 tabliczki dobrej gorzkiej czekolady


Masło razem z szampanem, cukrem i miodem rozpuścić w rondelku na malutkim ogniu wciąż mieszając, tak aby się nie przypaliło. Zestawić z ognia i delikatnie ostudzić.
Przesianą mąkę połączyć z płatkami owsianymi, proszkiem i  pokrojonym* najdrobniej jak się potrafi ( u mnie - nieszczególnie drobno) chilli. Doprawić imbirem.


Zmiksowaną masę ułożyć na papierze do pieczenia. Surowe ciastka powinny mieć około 4 cm, podczas pieczenia sporo urosną, więc trzeba dać im trochę przestrzeni. Czekoladę rozgniotłam młotkiem przez papier i cząsteczki powkładałam w każde ciasteczko. 
Piekłam około 20 minut w temperaturze 170 stopni. 
Przed spożyciem trzeba je wystudzić ( ostudzić również emocje) - są za miękkie. 
Podawać wprost do buzi. Z szampanem. Z truskawkami.
Miłego wieczoru, owocnej nocy.

* załużcie rękawiczki do krojenia, to BARDZO ważne. Stasiu - dziękuje za absolutnie dobrą uwagę.



poniedziałek, 10 lutego 2014

Zupa z soczewicy z mlekiem kokosowym, kolendrą i nachosami


Bardzo lubię soczewice. W lasagne, w curry i w zupie. Na przykład takiej jak powyżej - gęstej, aromatycznej, orientalnej.
Do dużego garnka, wystarczającego na dwa dni potrzebne były:
400 gram czerwonej soczewicy
2 puszki mleka kokosowego po 400 ml każda
2 łyżki czerwonej pasty cury
łyżeczka garam masli
2 cebule czosnkowe
3 ząbki czosnku
1,5 litra bulionu ( ja użyłam warzywnego )
1 łyżka sosu rybnego
sól, pieprz
odrobina oliwy
garść świeżej kolendry
nachosy


W głębokim garnku przesmarzyłam dwie łyżki pasty curry na odrobinie oliwy. Po chwili wrzuciłam pokrojoną w pióra cebulę i czosnek. Dusiłam z odrobiną wody do momentu kiedy cebula zmiękła i lekko się zeszkliła. Później wrzuciłam soczewicę. 


Kiedy ziarno było pięknie szkliste, zalałam całość bulionem. Gotowałam na małym ogniu do momentu, kiedy soczewica zrobiła się lekko papkowata i bardzo miękka. Wlałam mleko kokosowe i zmniejszyłam jeszcze ogień. Doprawiłam masalą, sosem rybnym, solą i pieprzem. Gotowałam całość około 10 minut, a potem ostudziłam. Ciepłą zupę zblendowałam na gładką masę. Było prawie gotowe.


Podałam bardzo gorącą zupę w miseczkach z nachosami i świeżą kolendrą. Skropiłam oliwą, bo tak lubię. Ale to niekonieczne. I bez tego taka zupa rozświetla popołudnie. A potem kolejne! 











w lodówce :

Pages - Menu

Obserwatorzy

tyle:

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...